* Pozdrawiam wszystkie cudowne teściowe, które chcą naszego dobra, czego czasem tego nie zauważamy.
Jestem coachem mam. Wiele moich klientek decyduje się na założenie własnego biznesu po to, by być bliżej dziecka i stworzyć sobie pracę marzeń, pracę na własnych zasadach.
Tak to w życiu jest. Planujemy sobie coś, marzymy i zaczynamy realizować. I co się wtedy okazuje? Pojawiają się trudności. Nie mam siły napisać tego artykułu wieczorem, bo padam na nos. Dzieci chorują i nie wysyłam newslettera. Sama się źle czuję i… Ale to jeszcze nic. Najgorsza potrafi być teściowa. Gdy wracałam do prowadzenia szkoleń po urodzeniu pierwszego dziecka, usłyszałam od mojej, skądinąd cudownej teściowej: „No wiesz co? Dla mnie dzieci zawsze były najważniejsze!”. Zagotowałam się w środku. Co jeszcze słyszymy przy różnych okazjach?
„Że miejsce mamy jest z dziećmi, bo dziecko tak bardzo potrzebuje mamusi, że nic ABSOLUTNIE NIC jej tego nie zastąpi. A już na pewno nie tata. WSZYSCY WIEDZĄ, że tata nie ma instynktu macierzyńskiego…„ – całe to zdanie jest jedną wielką, nic nie znaczącą bzdurą, ale o tym kiedy indziej.
My w takie teksty wierzymy i co się dzieje z naszym zapałem? Nie ma, znika jak bańka mydlana, zaczynamy mieć poczcie winy, pojawiają się wątpliwości: „No rzeczywiście, jak ja w ogóle mogłam tak egoistycznie pomyśleć…”
I nie robimy tego o czym marzymy dla siebie, bo przecież chcemy być też dobrymi mamami i chcemy żeby inni nas za takie uważali. Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nic. No chyba, że w efekcie swoich wątpliwości i decyzji znowu stajemy na końcu kolejki rzeczy do wykonania (tuż za myciem podłogi) i się frustrujemy.
Zapytacie mnie, jak sobie z tym poradzić? Przecież nie widać wyjścia.
Ale przyjrzyjcie się z bliska tym wszystkim wątpliwościom. Jak to się dzieje, że one nas ranią i blokują? Czy to znaczy, że macie je odrzucić i robić swoje? Nie. Jeśli te igiełki Cię kłują to znaczy, że masz rzeczywiście wątpliwość czy będziesz najlepszą mamą robiąc to, czy tamto. A to znaczy, że masz do odrobienia lekcję układania sobie w głowie roli mamy. Kto to jest mama? Do czego jest potrzebna? A do czego nie? I jaką mamą Ty chcesz być? Ile czasu dziennie już spędzasz z dzieckiem naprawdę wartościowo teraz (to znaczy dając spokój, wsparcie i uwagę a niekoniecznie biegając na zajęcia rozwojowe), a przez ile czasu jesteś wkurzona i zirytowana?
Myślę, że każda z nas musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Poszukać, poczytać i uświadomić sobie, że to czego dzieci potrzebują przede wszystkim to zadowolony spełniony rodzic za którym mogą podążyć. A dokąd mają podążać jak widzą, że my rezygnujemy z siebie, nic z tym nie robimy i się frustrujemy?
No dobrze, ale dlaczego właściwie trudności mają nas wzmacniać, a nie osłabiać i jak to robić? No i co z teściową?
Gdy ja usłyszałam zdanie mojej teściowej, było mi bardzo przykro. Pomyślałam „No jak ona właściwie może mi to robić?”, „No i właściwie dlaczego?” i chwilę potem zadałam sobie pytanie: „Czy moja teściowa kocha swojego wnuka?” – odpowiedź brzmiała: „Tak”, a więc: „Czy chce dla niego jak najlepiej?” – odpowiedź „Tak”, „A może po prostu perfidnie chce mnie zranić?”, „Nie! Ludzie nie chcą się ranić dla radochy sprawiania komuś przykrości, w każdym razie nie mama mojego męża, którego wychowała na człowieka, którego mogłam pokochać, który mnie wspierał i to ona nauczyła go tej wrażliwości i troski o innych”.
Czyli boli mnie dlatego, że czuję, że ona sugeruje, że ja nie robię rzeczy, które są dla mojego dziecka najlepsze? Odpowiedź „Tak!”. Aha. Zastanówmy się przez chwilę – i niech każda z Was odpowie sobie na to pytanie: „Czy jeśli nie wrócę do prowadzenia szkoleń (pracy, aktywności) będę lepszą mamą, czy gorszą?”. Moja odpowiedź brzmi: „Będę bardziej wkurzona, sfrustrowana bezczynnością, brakiem kontaktu z ludźmi, tym, że nie zarabiam pieniędzy… Będę zła na dzieci, a już teraz trudno mi po prostu być z nimi. Aha, czyli będę gorszą mamą”.
No to wszystko jasne. I mi, i mojej teściowej zależy zupełnie na tym samym. Jej słowa są po prostu wyrazem troski o to, czy my robimy to co najlepsze dla naszej rodziny.
Dzięki niej, mogłam przyjrzeć się tej wątpliwości i teraz na 100% wiem, że będę lepszą mamą pracując, pod warunkiem, że zadbam o dobry czas z dziećmi potem. Dzięki niej nikt mnie nie zagnie i naprawdę wiem co robić aby zadbać o dobro wszystkich. I wiecie co? Znikają moje wątpliwości, rozterki, poczucie winy. Dzięki temu moja motywacja do działania rośnie, bo wiem jak dokładnie zadbać o dzieci, żeby to było i dla mnie i dla nich dobre.
Wiecie jaka jest moja odpowiedź dla teściowej? (oczywiście nie natychmiastowa, powyższy proces trwał w mojej głowie pewnie ponad tydzień).
„Dziękuję Ci mamo, za troskę. Ja też chcę jak najlepiej dla dzieci” – pewnie powiem jej przy najbliższej okazji, ale teraz już mam do niej więcej ciepłych uczuć.
Jaki jest wniosek? Trudności pokazują nam nasze słabe punkty i umożliwiają ponowne przemyślenie naszych wartości, celów, albo po prostu poprawienie błędów. Dzięki temu Wasze zaangażowanie wzrasta, a plan działania jest coraz doskonalszy.
Jeśli chcecie się tego nauczyć, wystarczy, że zadacie sobie proste pytanie, gdy tylko pojawi się w was uczucie, że coś nie jest takie jak chciałyście.
„Czego mogę się nauczyć, jak zmienić swoje działanie, co uwzględnić, aby osiągnąć swój cel?”
Sprawdzajcie, czy to dla Was działa i piszcie. Jestem bardzo ciekawa..
Dołącz do kilkuset mam w grupie
MAMA BEZ FRUSTRACJI I POCZUCIA WINY
Szczere rozmowy od serca, wsparcie i frajda!
0 Komentarzy