Z Dominiką znamy się już ładnych parę lat. Spotkałyśmy się na jednym z moich warsztatów Mamo, Wyjdź z pieleszy. Jest osobą o wielkim potencjale i wspaniałą mamą. Posłuchanie historii innej mamy pomaga. Poznajcie Dominikę i pozwólcie aby Was zainspirowała 🙂
Kim jesteś? Co robisz osobiście i zawodowo?
Nazywam się Dominika Dzikowska. Jestem fotografką i animatorką kultury. Od ponad 10 lat zajmuję się fotografią artystyczną. Wiele osób kojarzy mnie z projektem fotograficznym o porodzie „Ciepły, mokry aksamit“. Pracuję jako wykładowca w Warszawskiej Szkole Fotografii i od dwóch lat prowadzę Studio Miłość – firmę fotograficzną specjalizującą się w naturalnych zdjęciach dla kreatywnych biznesów.
Prywatnie jestem żoną i mamą dwóch urwisów.
Jak zaczęłaś? Skąd wzięłaś odwagę by zacząć swój biznes?
Ostatnią dużą zmianą w moim życiu jest własna firma, która wymaga nieustannej nauki i odwagi do działania. Długo zwlekałam z tą decyzją. Po pierwsze: wydawało mi się, że się do tego nie nadaję. Wolałam swobodę artystycznych projektów. Bałam się, czy dam radę wśród licznej fotograficznej konkurencji. Na życie zarabiałam tłumaczeniami, a fotografia była takim zajęciem na specjalne okazje. Po urodzeniu drugiego dziecka poczułam jednak, że nie tak wyobrażam sobie swoje życie. Jest coś takiego w macierzyństwie, że choć człowiek chodzi zmęczony i niewyspany, to zaczyna widzieć jasno, czego w życiu chce, a czego nie. Zgłosiłam się wtedy do ciebie na coaching, żeby dodać sobie odwagi i pary do działania. Złożyłam wniosek o dotację, dostałam ją i otworzyłam działalność. Firma się rozwija, klienci są zadowoleni, a ja czuję, że wcale nie muszę rezygnować z artystycznej swobody! Oczywiście to nie jest jakaś słodka bajka. Nie raz muszę stawać na głowie, bo dzieci chore, sesję trzeba przełożyć, klientów albo nie ma, albo nagle zgłasza się kilka osób na raz. Często mam wrażenie, że nie ogarniam, choć w ogólnym rozrachunku to była świetna decyzja!
Jak przeciwstawiłaś się stereotypowi, że dobra mama jest zawsze z dziećmi?
Nie miałam innego wyjścia. Od początku wiedziałam i czułam, że muszę ocalić kawałek przestrzeni tylko dla siebie – inaczej po prostu zwariuję. Jestem introwertyczką – potrzebuję odosobnienia (choćby mentalnego), żeby zachować równowagę. Pamiętam jak trzy dni po porodzie przywieźliśmy synka do domu. Oboje z mężem czuliśmy podniosłość tej chwili. Ale kiedy synek zasnął narzuciłam płaszcz i wyszłam z domu.
Potrzebowałam tego samotnego spaceru, żeby poczuć znowu wolność i lekkość. Od tamtej pory staram się tak organizować nasze życie, żeby mieć ten czas bez dzieci.
Szybko wróciłam do zleceń, bo potrzebowałam odskoczni od pieluch i karmienia. Pracując te 3-4 godziny dziennie mogłam trochę odetchnąć innym życiem i podładować macierzyńskie akumulatory.
Jak łączysz sferę zawodową ze swoją rodziną?
Jest to dla mnie ciągłe zmaganie. Na szczęście mam męża, który dzieli się ze mną odpowiedzialnością za dzieci i nie uważa, że to zawsze ja muszę zostać w domu z chorym dzieckiem 😉 Staram się tak zorganizować pracę, żeby wyrabiać się w 6 godzin.
Młodszy syn ma 3 lata i czuję, że nie chcę zostawiać go w żłobku na cały dzień. Oczywiście mam poczucie, że gdyby nie dzieci, moja firma rozwijałaby się szybkiej. Ale szybciej nie zawsze znaczy lepiej.
Ważne dla mnie jest pokazywanie mężczyzn, naszych partnerów, ojców naszych dzieci. Bez nich nie byłoby tego wszystkiego. To co robią jest ważne jak nas wspierają. Mam wrażenie, że za rzadko się to robi. Gdzie w tym wszystkim jest Twój partner?
Moja mama często chwali mojego męża mówiąc, że on mi tak dużo pomaga. Nie cierpię tego sformułowania o pomaganiu, bo ono jakoś zakłada, że to na mnie – matkę – spada główna odpowiedzialność za dzieci. A ja nie mam jakiegoś wrodzonego talentu do dzieci. Oboje uczyliśmy się, jak się nimi opiekować i jak nie zwariować z dwoma małymi tajfunami energii. Mój mąż, tak samo jak ja, potrafi zmienić pieluchę i zaliczyć wizytę u lekarza. Myślę, że gdyby nie on, jego wsparcie i poczucie, że w rodzicielstwie jesteśmy razem – byłabym beznadziejną, sfrustrowaną matką.
Co to znaczy być mamą na własnych zasadach?
Brać pod uwagę siebie, męża i swoje dzieci – a nie opinie wszystkich innych osób dookoła. Mieć świadomość tych wszystkich stereotypów, obciążeń, oczekiwań wobec matek – i umieć choć trochę się od nich zdystansować. Nie jest to łatwe, ale staram się żyć po swojemu: w jednych obszarach walczyć – w innych odpuszczać. Codziennie mam czas, by pogadać z synami o ich problemach, mam czas na przytulanie, łaskotki i głupie żarty. Ale nie prasuję ubrań, a na kolację serwuję parówki. Nobody’s perfect.
O co jeszcze chciałabyś zapytać Dominikę?
2 Komentarzy
Dominika 15 marca, 2016, 1:37 pm
Dzięki za rozmowę, Joasiu! Pozdrawiam!
Joanna Baranowska 15 marca, 2016, 8:58 pm
To ja dziękuję Dominika, to zaszczyt dla mnie cię znać i móc z tobą pracować 🙂 w obie strony 😉