Słowem wstępu powiem tylko tyle, że gdyby moja młodsza była pierwszym dzieckiem, nie wiem czy odważyłabym się na rodzeństwo dla niej. Kiedy miała trzy miesiące, moja babcia stwierdziła: Będziesz Ty miała z nią wesoło. Oj miewam. Cholernie wesoło…
W przeciwieństwie do brata, rzadko zdarza jej się rozpocząć dzień uśmiechem. Żeby ubrać ją rano trzeba jej dać czas na rozbudzenie. Chwilę na to, żeby po raz kolejny zorientowała się, na jakim świecie żyje i chwilę na względne pogodzenie się z tym faktem. Jeśli nie poczekam, wiem to aż za dobrze z doświadczenia, mam gwarantowane pół godziny dzikiej furii w odpowiedzi na każdą część garderoby jaką próbowałabym jej założyć lub zdjąć.
Potem śniadanko i spacerek. Kiedy ja chcę iść w prawo, ona idzie w lewo. Kiedy mi się spieszy, ona chce spacerować. Kiedy możemy powoli, ona chce na ręce.
Powtarzam sobie, jeszcze ze dwadzieścia lat i wyprowadzi się… Szybko zleci, wytrzymaj.
Kiedy mała się złości i płacze, a ja trzymam ją na rękach, często zaczyna wycierać o mnie wściekle nos. Nie wiem, czy jest to spowodowane wiedzą, że nienawidzę robić za chusteczkę do nosa (no rzadko bo rzadko, ale jednak miewam na sobie czasem coś bardziej wyjściowego niż dres-podomka), czy może ze złości swędzi ją nos. Wyobrażam sobie takiego byka z kreskówek, któremu para bucha z nozdrzy. Może to swędzące? Do tego naciera na mnie jak wściekły nosorożec. Dobrze, że ma taki mały nosek, nie ma jeszcze czego sobie złamać. Jak nie mam jej w takim momencie na rękach, to kładzie się i wali piętami w podłogę, piszcząc tak, że dziwię się, że nie popękały nam jeszcze szklanki, a sąsiedzi nie wezwali opieki społecznej. Też z doświadczenia wiem, że póki nie pozwoli, nie należy jej dotykać, bo wtedy robi się jak na filmie „Egzorcysta”. Dosłownie! No może oprócz fontanny rzygów, od tej sceny jest mój kot, któremu posiałam trawkę, żeby miał witaminki na wiosnę… (Ostatnio rzucił mi w ten sposób pod nogi szczątki kwiatów, które dostałam na dzień kobiet. W przyszłym roku poproszę o podwójne czekoladki…)
Bardzo szybko młodsza zaczęła mówić, pierwsze słowa pojawiały się już jak miała 16 miesięcy. Niemal z dnia na dzień robiła postępy. I jak stwierdziła druga babcia z podziwem: Ona z sensem mówi nawet! 😉 Nie czekałam więc długo na pierwsze wykrzyczane w złości „gupia!!!”. Może miała na myśli jakąś zabawkę, na którą się zezłościła… Na tym etapie jeszcze się łudziłam. Po jakimś czasie „gupia!!!” ewoluowało w „gupia jesteś!!!”. No super, łączy słowa, poszerza słownictwo. Potem po raz pierwszy usłyszałam „gupia jesteś mama!!!”. Z tym już nie mogłam dyskutować. Czekam teraz na „bardzo gupia jesteś mama!!!”, a potem: „wprost nie mogę w to uwierzyć, jak bezdennie, beznadziejnie i niesamowicie bardzo głupia jesteś, marna osobo, która wydała mnie na świat, a którą z litości nazywam mama!!!”.
Czasem mówię znajomym młodym mamom to, co sama chciałabym usłyszeć u progu macierzyństwa. Przyjdzie dzień, że będziesz chciała swoje dziecko wyrzucić przez okno. Nie martw się, nie czyni to Ciebie złą matką tylko całkowicie normalną. Całe szczęście, że natura wyposażyła dzieci w atrybuty pomagające im przetrwać. Te oczka jak iskierki, filuterne włoski, policzunie pulchniutkie, pachnące ciepełkiem czółko, te stopeńki tyćkie najsłodsze. Jest duże prawdopodobieństwo, że te wszystkie słodkości uratowały od dzieciobójczych morderstw w afekcie całą masę maluchów. I ja tak patrzę na to moje szatańskie dziecko jak śpi i myślę sobie, że jest taka słodziutka i miluśka, że chciałoby się ją zjeść. Może zjem, zanim znowu wylezie z niej ta dziewczynka z „Egzorcysty”…
2 Komentarzy
Mamskie 8 kwietnia, 2017, 8:14 pm
U mnie bardzo podobnie z synkiem. Nazywam go poprzeczniakiem/wrazliwcem/uparciuchem…. ale chyba nadszedl czas, ze powolutku zaczynamy sie dogadywac. To chyba od czasu narodzin naszej drugiej latorosli. No i chyba nadszedl dla nas okres buntu dwulatka (a poniewaz dwulatka ma lat dwa i pol, to jest dodatkowo zmutowany i wzmocniony 🙂 ), bo teraz to ona jest jak ta dzika furia z kurwikami w oczach…. Coz nam pozostalo… i tylko sie zastanawiam, czy czasy jakies inne, my javys dziwni, czy dzieci jakies z kosmosu
Zuzia 9 kwietnia, 2017, 8:32 am
Dla mnie ciężka sprawa z tymi furiami, pokrzepiające jest to, że nie tylko dla mnie. Mój starszy był aniołem, reklamą posiadania dzieci (chociaż prawdopodobnie nie ma nic za darmo, od roku chodzi na SI). Teraz z tą młodszą mam survival, oj często sobie powtarzam – jeszcze tylko 20 lat, wytrzymaj… 😉